Mała rzecz a straszy! W sieci jest pełno spektakularnych opowieści o mega awariach. Często gęsto można przeczytać o połamanych ramach i widelcach albo oponach z których nie zostało prawie nic… Moja historyjka dotyczy ciekawego przypadku czyli awarii nowych pedałów Time. Pomimo tego, że w Polska rządzi Shimano to ja od lat używam produktów żabojadów. Konkretnie to jednego produktu czyli http://endurorider.pl/time-z/ Mam je od tak dawna, że ciężko mi powiedzieć od kiedy. W zimę kupiłem nowszą wersję MX 2 w cenie niewiele większej niż same bloki. Założyłem dla zasady bo nie widziałem autentycznej potrzeby zmiany. Nowe okazało się pod pewnymi względami lepsze, ale o tym będzie w oddzielnym teście.
Tak więc założyłem i zacząłem objeżdżać. Wszystko było dobrze aż do chwili kiedy postanowiłem wyskoczyć z naturalnej muldy i nagle okazało się, że prawy pedał puścił i lecę robiąc nieudacznego „one-footera” Uznałem, że to był wypadek przy pracy i postanowiłem iść za głosem zdrowego rozsądku i natychmiast powtórzyć eksperyment. Efekt był dokładnie taki sam. Byłem zdruzgotany! Nowe pedzie i tak mało trwałe?! A gdzie spuścizna niezniszczalnych Time Z? Gdzie lata ciągłego tyrania bez ani jednej awarii? NO, ALE JAK TO?
Ostatnia rzecz, która przyszła mi do głowy przed rytualnym podarcie softshella to bloki. Ok, są stare ale mosiężne bloki TIME są nieprawdopodobnie trwałe więc co jest grane. Rozwiązanie okazało się bajecznie proste…
Jaka jest szansa na to, że kawałeczek drewna o idealnych rozmiarach wpadnie dokładnie pod blok? Otóż okazuje się, że przynajmniej raz na jedno rowerowe życie.
Właśnie tak wygląda mała rzecz, która naprawdę potrafi przestraszyć…
Uwielbiam awarie, które można wydłubać jednym palcem ;)
Jeżeli nie chcesz przegapić żadnej aktualizacji strony Endurorider.pl zapisz się do Newslettera
Jeżeli w komentarzu podano prawdziwy adres e-mail to dostaniesz informację kiedy Twoja wypowiedź zostanie opublikowana. Pamiętaj aby sprawdzić folder SPAM.