Styczniówka 2014

Styczeń to ewidentnie nie rowerowy miesiąc, ale czasami bywa inaczej. Przynajmniej w założeniu. Zawsze powtarzam, że warto jechać w Góry przy każdej możliwej okazji. Równie często mówię, że warto też zabrać rower więc kiedy naprawdę trzeba jechać odpocząć od codzienności, zimy nie ma i można wziąć rower to jest po prostu cudownie. Styczniowy wypad nosił znamiona idealnej okazji żeby połączyć wszystko razem. Spakowałem się dzień wcześniej i ku własnemu zadowoleniu mogę powiedzieć, że wychodzi mi to coraz lepiej i szybciej więc nie pozostało nic innego jak odpowiednio przywitać Nowy Rok czyli…wstajesz wtedy kiedy większość ludzi kończy imprezować. Zjadasz śniadanko, myjesz ząbki i wyjeżdżasz.

Beskidy Styczen 2014

Beskidy Styczen 2014

Beskidy Styczen 2014

Generalnie nic nie przykuwało mojej uwagi no może poza białym słońcem. A potem zaczęła się mgła. Beskidy Styczen 2014Zdarzało mi się widzieć to i owo, ale tak gęstej mgły, która była na tak długim odcinku to jeszcze nigdy. Naprawdę widoczność była bardzo kiepska a nerwy naprężone do granic możliwości bo czasu na jakąkolwiek reakcję było bardzo, bardzo mało. Szczęśliwie większość ludzi wybrała kaca w domu więc na drogach było całkiem luźno. W końcu mleczna ściana się skończyła i podróż nabrała właściwego tempa. Wszystko szło dobrze…Beskidy Styczen 2014aż do chwili kiedy spod maski zaczął dobiegać dziki pisk. Zatrzymałem się natychmiast na i okazało się, że pasek od alternatora jest diablo luźny i była to bardzo zaskakująca i adekwatnie zła wiadomość. Zaskakująca bo 300 km wcześniej nic nie piszczało a zła bo był naprawdę luźny. Z dwojga złego wybrałem opcję aby jechać do końca bo uznałem, że mam na tyle blisko, że dam radę a pobocze drogi to nie jest dobre miejsce żeby dokładnie sprawdzić co się stało. Tak więc jechałem z dzikim piskiem strasząc wszystkich, nielicznych na szczęście, pieszych.  Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie było to najlepsze rozwiązanie, ale uznałem że jeżeli pod maską wystąpi jakaś masakra to zawsze jest laweta z AC.  Beskidy Styczen 2014

Beskidy Styczen 2014

Beskidy Styczen 2014Jak na styczeń to Beskidy wyglądały jak wczesna wiosna. Na samą myśl o braku śniegu na szlaku zacierałem ręce.

Po przyjeździe wziąłem aparat w rękę i poszedłem na mini rekonesans okolicy. Beskidy Styczen 2014

Beskidy Styczen 2014

Beskidy Styczen 2014

Beskidy Styczen 2014

Beskidy Styczen 2014

Beskidy Styczen 2014

Beskidy Styczen 2014

Beskidy Styczen 2014Czy styczeń może wyglądać lepiej? Owszem było błoto, ale wszystko przejezdne a lodu i śniegu jak na lekarstwo. Ależ byłem uradowany!

Wróciłem pod schronisko i wziąłem się za sprawdzenie tego nieszczęsnego paska. Okazało się, że mechanizm napinający kompletnie się rozkręcił. Alternator jest przykręcony do silnika a pod nim jest ramię przez które przechodzi jedna śruba, wkręcona w stalową kostkę z boku a z przodu jest druga, która reguluje naprężenie. Boczna śruba wyparowała :/ Jako, że robiłem to po raz pierwszy w życiu to szło mi wolno i bałem się żeby niczego nie zniszczyć więc byłem ultra skupiony na robocie w związku z czym umknęło mi, że zaczyna wiać wiatr. Bardzo zimny wiatr.

Odkręciłem alternator, rozpiąłem wszystkie kable i zmierzyłem jakiej śruby potrzebuję, po czym poszedłem po pomoc do gospodarza. W graciarni znaleźliśmy garnek z przydasiami i dobrałem sobie kilka sztuk tego co powinno było pasować. Problem polegał na tym, że śruba była tak pordzewiała po wierzchu iż spokojnie mogłaby pochodzić z Titanica, ale mówi się trudno.

Kiedy zacząłem wszystko skręcać wiatr był bardzo nieprzyjemny i coraz bardziej lodowaty. Jak by tego było mało to, dopiero co zdobyta, śruba mi wypadła :/ Wziąłem śrubokręt z magnesem, latarkę i wypatrzyłem ją na osłonie plastikowej pod silnikiem. Wyciągam a to moja oryginalna śruba od mocowania! Byłem tak uszczęśliwiony, że banan ciągnął się naokoło mojej facjaty przynajmniej dwa razy. Skręciłem wszystko do kupy, naprężyłem pasek, sprawdziłem że dzikie kwiki ustały i uznałem awarię za definitywnie rozwiązaną.

Jedyny problem polegał na tym, że w czasie roboty, którą robiłem w bluzie, kurtce oraz czapce i pod kapturem przewiało mnie syberyjskim oddechem do szpiku kości. Jeszcze tego samego wieczora zacząłem rzęzić  i prychać a do tego czułem się bardzo źle. Nażarłem się wszystkich tabletek jakie były pod ręką i padłem spać mając nadzieję, że rano będzie lepiej.

Rano było tylko gorzej i stało się jasne, że jeżeli wyjdę na rower w takim stanie to wrócę do wAw z zapaleniem płuc. Hamując żądzę jeżdżenia zamiast na rower wsiadłem do samochodu i pojechałem do punktu aptecznego po zapas leków na przeziębienie bez recepty. Łudziłem się, że pięć saszetek w ciągu dnia, no góra dwóch, postawi mnie na nogi. Niestety tak się nie stało.

Po raz pierwszy w życiu byłem na wypadzie w Beskidy kiedy nie przejechałem na rowerze nawet pięciu metrów :(  Owszem mogłem symbolicznie zarzucić nogę przez siodło, ale specjalnie tego nie zrobiłem bo znam siebie i dokładnie wiem jak to by się skończyło. Najpierw jedno kółko, potem kawałek za zakręt a potem jeszcze kawałeczek w górę a skoro już jestem tutaj to dlaczego nie przez potoczek, potem drugi, potem w lewo i znowu w górę etc. etc. i wracam po 2 godzinach z murowanym zapalaniem płuc i L4 po powrocie do domu.  Tym razem zdrowy rozsądek wziął górę. Fakt, że nie dawno zabiłem do reszty https://www.endurorider.pl/campus-ross-spodnie-deszczowe/ też zrobił swoje bo spodnie, które miałem jako ostatni zapas średnio się sprawdzają na rowerze. Myślę, że dojrzałem do tego co by teraz popróbować spodni rowerowych na rower i zobaczymy co z tego będzie.

Mając powyższe na uwadze postanowiłem spędzić resztę wyjazdu sposobem „na kuracjusza” czyli spokojne spacerki, gnicie w wyrze do oporu, czytanie książek oraz coraz bardziej uciążliwe przeziębienie.

I tak oto upłynął mi początek stycznia w Beskidach. Rowerowo do bani, ale czasami jest tak, że nie wszystko wychodzi tak jak byśmy sobie tego życzyli. Skoro nie mogłem jeździć to postanowiłem rozkoszować się faktem, że jestem w miejscu gdzie jest cicho, spokojnie i bardzo ładnie. Miło jest nie musieć się śpieszyć.

Postanowienia noworoczne?

  1. Sprawdzać ten cholerny pasek od alternatora przed każdym wyjazdem.
  2. Zmiana hamulców na takie, które dają się reanimować.
  3. Długie spodnie przeciwdeszczowe, ale dedykowane rowerowe – mam już upatrzone.
  4. Więcej myślenia w czasie naprawiania samochodu w Beskidach, pod gołym niebem, 1 stycznia…

Mam nadzieję, że zima nie wróci i za nie długo znowu wyskoczę w Beskidy, ale tym razem żeby sobie porządnie pojeździć na rowerze :)

Jeżeli nie chcesz przegapić żadnej aktualizacji strony Endurorider.pl zapisz się do Newslettera

Jeżeli w komentarzu podano prawdziwy adres e-mail to dostaniesz informację kiedy Twoja wypowiedź zostanie opublikowana. Pamiętaj aby sprawdzić folder SPAM.

Avatar photo

Autor: 

Twórca i założyciel Endurorider.pl Bezkompromisowy wielbiciel grubych opon i prawdziwej górskiej jazdy.

Powiązane wpisy

Podziel się swoją opinią