Jak się kończy pożyczanie roweru

Historia klasyczna czyli zaczęło się jak nigdy a skończyło jak zawsze. Właściciel tego roweru z Decathlona pożyczył go swojemu znajomemu kiedy sam nie jeździł mówiąc „weź i używaj jak Ci potrzeba” Jakkolwiek może się to wydawać dziwne to mówimy o dobrym człowieku, który pożyczył 10 letni rower komuś kogo znał. Wszystko pewnie by się „dobrze” skończyło gdyby właściciel nie wrócił do rowerowania a strucek nie trafił do mnie.

Zobaczyłem i zaniemówiłem…

Decathlona odbierałem wieczorem, i choć było ciemno to już jeden rzut oka wystarczył żeby stwierdzić iż rower jest skatowany do nieprzytomności.

Powiedziałem Michałowi, że jest naprawdę źle a koszty reanimacji będą bardzo duże w stosunku do realnej wartości roweru i stawiam na to, że 250 PLN w samych częściach to może być mało. Chwilę rozmawialiśmy co dalej i koniec końców została podjęta decyzja o, planowym, z martwych wstaniu.

Pan bardzo dbałem

Jak wygląda rower po dłuższym pobycie u pana bardzo dbałem. W skrócie: DRAMAT! Dojechane absolutnie wszystko, napęd ujebany do nieprzytomności plus bardzo duży luz na tylnym kole.

Chwyty mało tego, że zdarte na łyso to jeszcze swobodnie się obracały na kierownicy.

Co ujawnią dokładne oględziny?

Zacznijmy od sprawdzenia napędu.

Napędu nie ma. Łańcuch wyciągnięty do bólu, kaseta zajechana. Nie wiem jak to działało bo nawet nie miałem ochoty jeździć na czymś takim, ale było jasne iż w grę wchodzi kompletna wymiana WSZYSTKIEGO.

Calusieńki napęd był ujebany przepracowanym smarem/olejem ch.g.w czym w myśl zasady: po co myć skoro można dolewać.

Czas na piasty

Widząc jak jest na wierzchu wiedziałem co będzie w środku…

Apetycznie! Gotowi na więcej?

Przepracowane błoto z czymś co kiedyś było smarem. A po odmyciu widać, że konusy są do wymiany. Na szczęście chociaż kulki były nadal okrągłe.

Rozbieram dalej… i jest coraz bardziej apetycznie ;)

Cóż mądrego można napisać w takiej sytuacji? Nie wiem ile LAT tam nikt nie zaglądał, ale bardzooo długo. Byłem zdziwiony, że to wszystko jeszcze się kręciło.

Ciekawi jak wyglądała korba?

Tak jest, kleista twarda breja. W tym momencie zacząłem się zastanawiać czy koła łańcuchowe przyjmą nowy łańcuch czy je też będę zmuszony wymienić.

Kółka przerzutki adekwatne do reszty.

Przód był bardzo podobny.

Co dalej?

Po pierwsze trzeba wszystko bardzo dokładnie umyć, wysuszyć i zweryfikować. Rzecz jasna tylne konusy były do wymiany i w tym celu zostały kupione zamienniki.

Tylko, że tym razem nie pykło i nic nie wyszło. Uratowało mnie to, że miałem całą kompletną tylną oś i ją przełożyłem na zasadzie sztuka-za-sztukę.

Ten temat będzie rozwinięty w oddzielnym artykule więc pamiętaj aby zapisać się do https://www.endurorider.pl/o-stronie/newsletter/

Reanimuję

Po rozłożeniu wszystkiego na kawałki, umyciu oraz wysuszeniu trzeba to było złożyć z powrotem. Jak zawsze używam ProLube EPX

Nawet bardzo dobry smar nie jest cudotwórcą więc żeby piasta kręciła się gładko konusy muszą być zdrowe. Po założeniu nowych było ok, ale trzeba pamiętać że sama piasta nie jest najwyższych lotów więc ok to wszystko co dało się z niej wykrzesać.

Bębenek skręcony prawidłowo czyli z tymi podkładkami, które muszą być na korpusie piasty przed założeniem samego bębenka a pokaźny luz z kolebaniem nadal jest.

Oczywiście nie zakładałem ich na sucho tylko najpierw posmarowałem. W zależności od piasty podkładki mogą być dwie lub kilka, ale wszystkie muszą trafić z powrotem na swoje miejsce bo inaczej piasta będzie zablokowana na sztywno.

Stery + amortyzator

Co było w środku? Syf, kiła i mogiła. To jest dolne łożysko, ale górne było w takim samym łajnie.

SR Suntour to jeden z najprostszych widelców w budowie oraz serwisie jednak ten fakt nie stał na przeszkodzie temu, że nikt do niego przez LATA nie zaglądał.

W środku skamielina, która kiedyś była smarem.

Odkułem brud, wyczyściłem na ile się dało i złożyłem od nowa. Co ciekawe widelec nawet się ugina :D

Stery działają choć do płynności do jakiej jestem przyzwyczajony bardzo im daleko. Najbardziej rozwala mnie to, że do zrzucenia dolnych goleni wystarczy odkręcić jedną śrubę i odpiąć linkę hamulcową.

Hamulce

Pan bardzo dbałem o nich też (nie)myślał.

Jeżeli te zdjęcia nie robią na Tobie wrażenia to rzuć okiem na jakiekolwiek nowe klocki a wtedy wszystko będzie jasne.

Gripy czyli chwyty kierownicy

Bardzo ważny element dla bezpieczeństwa oraz komfortu jazdy. W jakim stanie były w tym rowerze? Porównajmy je z nowymi za całe 20 zeta.

Wspominałem wcześniej, ale powtórzę że te truchła swobodnie obracały się na kierownicy a to jest naprawdę bardzo niebezpieczne.

Niespodzianka

Robota szła ciężko bo najpierw archeologia a później serwis. Koniec końców nadszedł moment montażu przednich klocków. Poszło gładko, jak w przypadku V-braków, toteż udałem się na pierwsze hamowanie. Ryk, pisk i skowyt był taki, że ludzie wyglądali z okiem. Spoko, pomyślałem, może coś źle ustawiłem. Chwila gmerania i… dokładnie to samo. Dźwięk był absolutnie nieakceptowalny. Tym razem się zjeżyłem bo co jak co, ale uważam że V-ki to jeszcze potrafię ustawić. Tyle, że okazało się iż nie potrafię bo ciągle było dokładnie to samo guano. Z tyłu cisza, ale z przodu piekielny skowyt wilkołaka, który wlazł na Lego. Po rozpięciu hamulców okazało się, że tylko na krawędziach klocków są smugi od kontaktu z obręczą. Byłem zbyt zmęczony na dalszą walkę więc bardzo mocno nie pocieszony odpuściłem.

Niespodzianka c.d.

Wieczorem miałem olśnienie i następny dzień rozpocząłem od sprawdzenia… obręczy. Każdy kto używał hamulców obręczowych wie, że na ściance bocznej jest czarny pasek. To jest wskaźnik zużycia obręczy, który najczęściej jest ignorowany. Spójrzmy jak było tym razem.

Nie wygląda aż tak źle? No to sprawdźmy jeszcze raz.

Obręczy zajechana na śmierć! Nic dziwnego, że klocki tak potwornie wyły skoro dotykały wyłącznie krawędziami bo na środku obręczy nie ma materiału! W takiej konfiguracji mogłem sobie ustawiać te klocki do usranej śmierci a i tak NIC by to nie dało.

Co w takiej sytuacji?

Na szczęście miałem koło przednie 26″ pod V-ki, które zostało mi po modernizacji innego roweru. Dogadałem z właścicielem, że po prostu je sprzedam Michałowi i w ten sposób rozwiązałem problem. Czy pomogło? Klocki ustawiłem RAZ, raz kwiknęły w czasie pierwszego hamowania i nastała cisza. Pozytywnym efektem ubocznym jest to, że nowe koło było w dużo lepszym stanie więc kręci się znacznie płynniej. Klocki to Prox (gwint, V-brake 72mm)

Jeżeli masz u siebie podobny przypadek to zapewniam Cię, że najwięcej sensu ma wymiana całego koła tym bardziej, że budżetowe rowery nie są składane na wybitnych częściach więc zapewne konusy też nie są już w najlepszym stanie.

Jakie inne graty założyłem?

Kaseta to produkt pod nazwą Prox, podobnie jak klocki oraz gripy skręcane.

W połączeniu z łańcuchem Shimano CN HG-40 (Alivio) napęd chodzi dobrze. O trwałości się na razie nie wypowiadam.

Opony to Mitas Blade V 83 czyli czeskie gumy.

Nie zamierzam ukrywać, że podstawowym kryterium była cena oraz możliwość szybkiego przemieszczania się po asfalcie. Szerokość 1,9″ była ok. Same opony są całkiem fajne, wyglądają na starannie zrobione i zakłada się je bez problemu. Na asfalcie śmigają cicho. Bardzo dużą zaletą jest cena bo za 36 PLN za sztukę to jest naprawdę dobra oferta.

Co jeszcze pomodziłem?

Wszystkie pancerze, które mogłem puściłem w jednym kawałku od początku do końca czyli tylna przerzutka oraz hamulec. Wszystkie linki zostały wymienione na nowe.

Pancerz od przedniej przerzutki przełożyłem na drugą stronę tak aby przestał piłować koronę widelca i ramę.

Przy okazji wymiany linek/pancerzy ustawiłem napęd od początku. Jak na wiek oraz klasę roweru działa to wszystko całkiem sympatycznie. Rzecz jasna po pierwszych ~ 100 km rower wraca do mnie na kontrolę.

Podsumowanie

Dobry zwyczaj – nie pożyczaj. Właściciel roweru był bardzo ciężko zaskoczony moją diagnozą bo pożyczał komuś kogo zna i uważa za osobę „w porządku”. Ja z kolei cały czas miałem z tyłu głowy, że ten rower coś mi przypomina, ale nie wiedziałem co. W końcu zajarzyłem: uber eats/glovo etc. czyli jeżdżenie dopóki dopóty kółka się kręcą. Gdzieś tam podobno był jakiś przegląd czy coś tam, ale ja nie widziałem niczego co mogłoby to potwierdzić.

Same części wyszły około 300 zeta, wraz z używanym przednim kołem, a brałem najtaniej jak się tylko dało. Gdyby nie to, że ja to robiłem znajomemu to cena robocizny wraz z gratami przekroczyłaby wartość rynkową tego roweru. Serwis zapewne słono by sobie policzył i nie dziwie im się bo doczyszczenie tego wszystkiego oraz sama walka zabrała za dużo czasu w stosunku do tego jak prosty jest ten rower. Wątpię czy im chciałoby się bawić w wymianę konusów etc., ale ja to robiłem z własnej woli i nikt mnie nie zmuszał.

Rower wygląda w tej chwili tak samo dla niewprawnego oka ;)

Wszystkie moto godziny, które w niego wpakowałem dały efekt i w tej chwili jeździ całkiem ok, jak na jego specyfikację oraz geometrię rzecz jasna. Na szczęście łańcuch nie skacze na korbie i mam nadzieję, że tak zostanie… Zakładam, że w ciągu pierwszych 100 km coś może jeszcze wyjść, więc jak zawsze po tym dystansie biorę go znowu do weryfikacji.

Tylne koło wymaga centrowania, ale z tym wyślę Michała do https://www.swiatroweru.com.pl/ Tak, mam fajną centrownicę od Bitul.pl, ale dalej nie lubię samego centrowania i jak naprawdę nie muszę to tego nie robię :)

Generalnie to stwierdzam, że nie powinno się pożyczać roweru na długo. Sam siebie uważam za chlubny wyjątek od reguły, bo Bartek udostępnił mi swojego https://www.endurorider.pl/cannondale-trail-7/ do testu w Beskidach, ale ja w ogóle nie brałem pod uwagę że zwrócę mu dojechany rower. Było dla mnie jasne, że oddaję Cannona w stanie identycznym lub lepszym niż w dniu kiedy go pakowałem do samochodu.

Niestety historia, którą dzisiaj opisałem nie jest odosobniona bo widziałem już jak pożyczone części rowerowe wracały do właścicieli w stanie pół agonalnym.

Brak wiedzy nie usprawiedliwia i takoż jest w tym przypadku. Nie wiem co pożyczający miał na myśli twierdząc, że „bardzo dbałem” ale efekty jego użytkowania są widoczne na zdjęciach powyżej. Napęd ujebany, hamulce starte dramatycznie, potężny luz na tylnym kole. To wszystko czuć w czasie użytkowania.

Pozytywnym aspektem jest to, że udało się z dnia na dzień kupić wszystkie graty i to w dobrej cenie. Tak, oszczędzałem na czym się dało, ale to co przyszło wydaje się być adekwatne do rekreacyjnej jazdy właściciela. Szybki przegląd rynku dobitnie pokazuje, że koła i rowery 26″ wcale nie umarły :)

Na koniec powtórzę, że nie powinno się pożyczać roweru na długo. Jeżeli masz gest i chcesz komuś użyczyć swojego sprzętu na jeden dzień to ok, ale zrób dokładne zdjęcia wszystkiego. Myślę o sytuacji, że ziomuś się wyjebał i zaorał goleń amortyzatora a potem jest awantura bo on się zarzeka, że tak było a Ty jesteś ciężko stratny. Oczywiście nie wszyscy ludzie tacy są, ale ostatnio tych normalnych jakby mniej…

Jeżeli nie chcesz przegapić żadnej aktualizacji strony Endurorider.pl zapisz się do Newslettera

Jeżeli w komentarzu podano prawdziwy adres e-mail to dostaniesz informację kiedy Twoja wypowiedź zostanie opublikowana. Pamiętaj aby sprawdzić folder SPAM.

Avatar photo

Autor: 

Twórca i założyciel Endurorider.pl Bezkompromisowy wielbiciel grubych opon i prawdziwej górskiej jazdy.

Powiązane wpisy

Jeden komentarz do “Jak się kończy pożyczanie roweru”

  1. […] czasie reanimacji https://www.endurorider.pl/jak-sie-konczy-pozyczanie-roweru/ postąpiłem to samo czyli kupiłem same konusy na przód oraz na […]

Podziel się swoją opinią