Stork 1.5

Bocian będzie nam oświetlał drogę w następujących trybach (dla przypomnienia maks Bocialarki 2.0 to 220 lumenów):

  • tryb 100%: około 1000+ lumenów (czas pracy 2.5 – 3 godzin na większym pakiecie)
  • tryb 50%: około 480 lumenów (czas pracy 7 godzin na większym pakiecie)
  • tryb 25%: około 220 lumenów (czas pracy 17 godzin na większym pakiecie)
  • tryb 12%: około 80 lumenów (czas pracy 55 godzin na większym pakiecie)

Lampka posiada funkcję boost czyli możliwość uzyskania pełnej mocy na czas przytrzymywania włącznika. Jak to działa? Ustawiamy moc np: na 12%, następnie ultraszybkim dwuklikiem aktywujemy boosta. Jeżeli chcemy pełnej mocy to wystarczy przytrzymać przycisk i tak długo jak włącznik jest wciśnięty mamy do dyspozycji słodkie 1000 lumenów. Jest to przydatna sprawa kiedy chcę sobie doświetlić jakieś miejsce albo uświadomić kierowcy, że coś się zbliża z boku. Oczywiście lista zastosowań nie musi sie ograniczać do rowerowych i np: na plenerowej imprezce można użyć boosta do tego aby odpowiedzieć na pytanie gdzie się ktoś podział, oświetlając snopem światła, rodem z latarni morskiej, delikwenta lejącego za drzewkiem. Ultraszybki dwuklik dezaktywuje funkcję boost i pojedyncze klikanie przełącza tryby. Ale to nie wszystko albowiem jest opcja ultraszybkiego trójklika, który aktywuje funkcję strobo w danym trybie. Jakie jest praktycznie zastosowanie? Oświetlenie pozycyjne albo ujmę to tak: jeżeli jesteś działaczem organizacji pokroju Greenpeace i od dawna zastanawiasz się jak walczyć z Japonią, która nie chce przestać polować na wieloryby to proponuję abyś po zmroku udał sie do ambasady kraju kwitnącej wiśni, a następnie wywołaj tryb strobo w pełnej mocy Storka – atak epilepsji u Japończyków gwarantowany. Mrugające 1000 lumenów odpalone w środku lasu daje fajny, aczkolwiek bardzo niepokojący efekt i zdecydowanie nie polecam używania tej funkcji bez autentycznej konieczności. W ogóle to uważam, że szkoda tej lampki na używanie w trybie strobo – marnuje się jej potencjał. Lepiej kupić taką jak Author Shot a Storka zostawić do prawdziwego świecenia. Poza tym kierowcy dużo bardziej boją się czegoś co świeci na stałe niż mruga bo myślą że to skuter. Możliwość uzyskania efektu stroboskopu w pełnej mocy przyda się w sytuacji zagrożenia życia. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się że błyskające 1000 lumenów, skierowanych w niebo, jest widoczne z kosmosu więc jeżeli służby ratunkowe nie zareagują to zapewne zrobi to NASA, albo załoga stacji orbitalnej MIR :) Nie ma szans żeby ktoś z powietrza przeoczył takie znaki. W najciekawszym przypadku będziecie mogli dopytać E.T. jak to było z tym BMXem.

Aby nakarmić światłodającego Bociana potrzebne są pakiety ogniw a nie pojedyncze ogniwa. W cenie otrzymujemy dwa pakiety (pakiet to 4 nowe, połączone równolegle, ogniwa Li-Ion typu 18650/17670), które dają nam do dyspozycji odpowiednio 8800mAh oraz 6000mAh. Obydwa akumulatory wyglądają praktycznie tak samo i dopiero waga wykazuje, który jest który. Całość jest szczelnie zgrzana i ogumowana w taki sposób iż nawet potężny deszcz nie powinien być problemem. Przeciętne opady nie zrobiły na zestawie żadnego wrażenia. Przed ewentualnymi kłopotami lampkę chronią bezpieczniki mini o wartości 15 lub 5 amperów, dokładnie takie jakie można kupić na stacji benzynowej/sklepie motoryzacyjnym. Sam bezpiecznik jest osłonięty gumowym kapturkiem, który ma ząbkowaną powierzchnię dzięki czemu łatwo go zdjąć nawet w rękawiczkach. Uszczelnienie działa i bez względu na warunki zewnętrzne nie zauważyłem żeby cokolwiek (piasek/woda/błoto) dostało się w okolice bezpiecznika.


Przewód od pakietu do latarki ma długość 60cm i uważam, że jest dobrany optymalnie – na życzenie można zamówić inną długość kabla zatem właściciele rowerów poziomych czy też innych nietypowych rozwiązań nie powinni czuć się dyskryminowani :) Bez najmniejszego problemu umieściłem pakiet w 1/3 długości dolnej rury przedniego trójkąta zarówno w ramie HT jak i FS. Miejsce wybrałem specjalnie tak aby osłonić ogniwa przed błotem oraz ewentualnymi uderzeniami oraz żeby ciężar był jak najmniej odczuwalny. Nigdy nie byłem gryzigramkiem i nie poczułem drastycznej zmiany, właściwie to żadnej zmiany, po obciążeniu ramy zasobnikiem. Takie rozwiązanie zasilania spodobało mi się dużo bardziej niż to znane z Bocialarki, gdzie korpus latarki skrywa ogniwo. Do tej pory nie uważałem wymiany baterii za uciążliwą, ale znacznie bardziej podoba mi się zmiana całego pakietu z uwagi na to, że wykonując te samą czynność zapewniamy latarce ogromny zapas energii, który sprawia iż na kolejne kilka(naście) godzin (w zależności od trybu) zapominam o karmieniu Storka.

Pokrowiec jest uszyty z gumowanej cordury więc sam chroni pakiety przed wodą i błotem. Jest to torebka z rzepem o długości 36 cm oraz otworem na wyprowadzenie przewodu do latarki. Pomimo tego, iż długość rzepa jest w zupełności wystarczająca do zapięcia pakietu do ramy to ja dołożyłbym jeszcze piętnaście centymetrów tak aby dało się bardziej wszystko ścisnąć. Raz miałem sytuację kiedy pakiet odwrócił się bateriami do dołu i zjechał kawałek w dół. Nic się nie stało, ale przez chwilę był w miejscu w które centralnie wali błoto spod przedniej opony – jedynym śladem tego incydentu był piasek w środku pokrowca. Dolna rura Meridy jest w przekroju trójkątna więc pakiet obrócił się ponieważ nie miał wystarczającego oparcia na górnej krawędzi rury. Więcej nie miałem takiej sytuacji, ale dla pewności blokowałem zasobnik paskiem od noska (pasek od nosków do pedałów – komplet 7 PLN) i wszystko trzymało się jak przykręcone. Chciałbym zaznaczyć, że przesunięcie zasobnika miało miejsce w czasie bardzo agresywnej jazdy i to pierwszego dnia testów, kiedy jeszcze nie miałem opracowanej techniki rzepowania.

Do naergetyzowania pakietów służy ładowarka z zasilaczem. Proces inicjujemy poprzez wpięcie przewodu sieciowego do zasilacza marki DELL, następnie wpinamy przewód w ładowarkę z prawej strony (znak minus) a na koniec wpinamy w ładowarkę przewód od zasobnika (strona +). Kolejność podłączenie jest następująca: pakiet do ładowarki a później zasilacz do ładowarki. Czas ładowania to odpowiednio 6 i 4h dla większego i mniejszego pakietu czyli całkiem znośnie jak na ilość godzin świecenia jakie dostajemy do wykorzystania. W trybie maks lampka zadoi większy pakiet w ok 2,5h a mniejszy odpowiednio szybciej. Brzmi to mało obiecująco, ale już ustawienie na 50% podbija czas pracy do ok 7h dla dużego pakietu i możecie mi wierzyć, że te 50% to jest naprawdę konkretna dawka światła.

Wraz z nową lampką pojawiało się nowe mocowanie na kierownicę LedLenser. I bardzo dobrze bo to z Bocialarki nie dorasta mu do pięt. W końcu bez problemu pasuje na kierownicę o średnicy 31,8mm. Ponadto jest wyposażone w beznarzędziową regulację kierunku świecenia. Rozwiązanie jest banalne i niezwykle efektywne w swojej prostocie a polega to na tym iż uchwyt składa się z dwóch elementów o ząbkowanej powierzchni styku. Aby przekręcić latarkę wystarczy odciągnąć uchwyt od podstawy i przekręcić o pożądaną wartość. Raz założona lampka siedzi bardzo stabilnie i ani razu nie udało mi się jej wytrącić z uchwytu.

To tyle nowości. Ze znanych opcji jest automatyczna kontrola stanu rozładowania akumulatora, która nie dopuści do totalnego rozładowania ogniwa co z kolei wydatnie wpływa na jego żywotność. System działa w ten sposób iż sygnalizuje spadek pojemności pakietu: przy 10% będą to krótkie przerwy w dostawie światła powtarzane co 8 sekund. Kiedy zostanie nam 5% pojemności latarka przechodzi w tryb kryzysowy obcinając moc do 10%. Konstruktor deklaruje iż ten sposób pozwoli na świecenie jeszcze ok 20 minut. Dobre i to. Jeżeli nadal będziemy twardo używać latarki to w nagrodę za konsekwencję otrzymamy 4 następujące po sobie mignięcia po czym Stork powie nam dobranoc i odłączy zasilanie czyli przechodzimy w tryb kreci. Jeżdżąc z tą lampą często zapominałem o fakcie, że ona nie jest podłączona do sieci tylko jest na baterie. Opisane wyżej sygnały świetlne działają, jak kubeł zimnej wody, i pozwalają uniknąć sytuacji kiedy zostaniemy bez żadnego światła w środku nocy. W lesie, w padającym deszczu. Nie mogąc się nacieszyć tysiącem lumenów pozostających w dyspozycji palca wskazującego woziłem ze sobą dwa pakiety i świeciłem do oporu ;) Przy normalnej jeździe (czytaj: bez nadużywania maksa przy każdej okazji) cały zestaw ogniw gwarantuje nam pełne bezpieczeństwo i zapas energii, który naprawdę ciężko jednorazowo wykorzystać. Jak wspomniałem wcześniej nie jestem gryzigramkiem i nie miałem żadnych ale do tego aby wozić ze sobą obydwa pakiety choć na jazdy po Mazowszu nawet ten mniejszy spokojnie wystarczy.

Jeżeli nie chcesz przegapić żadnej aktualizacji strony Endurorider.pl zapisz się do Newslettera

Jeżeli w komentarzu podano prawdziwy adres e-mail to dostaniesz informację kiedy Twoja wypowiedź zostanie opublikowana. Pamiętaj aby sprawdzić folder SPAM.

Avatar photo

Autor: 

Twórca i założyciel Endurorider.pl Bezkompromisowy wielbiciel grubych opon i prawdziwej górskiej jazdy.

Powiązane wpisy

Podziel się swoją opinią